Dziewiąta rocznica ślubu niedawno wybiła, więc pomyślałam, że napiszę, co o małżeństwie myślę. W dziewięciu punktach!
1. Nie wiem czy posiadanie męża dla samego posiadania męża jest super, ale życie u boku kogoś, kto jest z Tobą i za Tobą na złe, bo na dobre, to łatwo, kto jest lojalny i zawsze blisko, to jest taka super rzecz, że polecam.
2. Pies w związku tak dużo zmienia, że boję się myśleć, co robią dzieci. Zwłaszcza, że koniec końców to psy ogarniają sztukę srania poza domem.
3. A propos dzieci, bardzo często, bardzo dużo kobiet mówi, że oto wreszcie znalazły kogoś z kim chcą mieć dziecko. Że poczuły, że to jest TO właśnie po tym, że przy tym jednym i jedynym po raz pierwszy zapragnęły wydać na świat potomstwo. I ja to szanuję, niemniej ja poczułam, że to jest TO, gdy uznałam, że nie muszę, a nawet nie chcę mieć dzieci, bo jeszcze, nie daj Boże, wszystko zepsują.
4. Powrót do domu, w którym czeka na Ciebie Twoja ulubiona osoba, to jest taka super sprawa, że jeśli po coś wychodzę z domu, to tylko po to, żeby do niego wrócić. No i z psem, wiadomo.
5. Nie jest mi blisko do Kościoła, ale uważam, że rada kochaj bliźniego swego jak siebie samego jest świetna, szczególnie jeśli ten bliźni to mąż/żona.
6. Żeby wszystko się udawało, to chyba trzeba uznać, że każdy w tej małżeńskiej relacji jest mniej więcej tak samo spoko. Jak się mamy za fajniejszych („zginąłbyś beze mnie”) albo za gorszych („bez Ciebie jestem nikim”), to chyba nic z tego.
7. Trzeba gadać. O wszystkim. A jak nie gadamy, bo wiemy, że to nic nie da, to odejdźmy!
8. W ogóle małżeństwo to tylko małżeństwo. Warto uciec jak jest chujowo. Bez względu na to, czy są dzieci, czy ich nie ma. A może nawet w bardziej żwawych podskokach, jak są dzieci.
9. Rozwód nie jest porażką. Porażką jest bycie z kimś, kto nas unieszczęśliwia. Rozwód bywa sukcesem.