Temat bezdzietnych oraz dzietnych chodzi za mną często, a dziś w mojej głowie eksplodował, bo znów przeczytałam artykuł o parach, które nie mają dzieci i mieć nie planują, oraz komentarze pod nim i, matko święta, jakie to jest zło.
Ale nie tylko zło, bo jakaś tam pani uznała, że weźcie przestańcie, dzieci to sens i powołanie, a wam, karierowiczki, tylko hajs w głowie, ogarnijcie się psychiczne baby. Do tego jestem przyzwyczajona, czytam czasem takie komentarze, oraz takie, że nawet jak się kogoś nie zna, to się go nazywa egoistą, i może ten egoista pół wypłaty ładować w siępomaga i robić sześć wolontariatów, ale i tak nim będzie, bo tej łatki można się pozbyć, zostając rodzicem, innej drogi nie ma. No ale, jak mówię, ja do tego się przyzwyczaiłam, i oczywiście razi mnie to okrutnie, ale razi mnie też druga strona medalu. Może dlatego, że przez brak dzieci jestem tą drugą stroną, a wiadomo, że jak czyjś bliski odwala, to jakby mniejszy wstyd, a jak nasz własny, to poczucie siary rośnie. No i jako bezdzietnej strasznie mi za niektóre dziewczyny z klubu egoistek wstyd, ale nie dlatego, że nie chcą się rozmnażać, ale dlatego, że potrafią obrażać matki (to znaczy madki, hehehe), ich dzieci (to znaczy Brajanki), ich decyzje (siedzi w domu z dziećmi, ja bym tak nie mogła), nieszczęsne 500 plus, liczbę dzieci oraz fakt, że one w ogóle to ciągle tylko o tych bachorach by rozmawiały, a mnie to pewnie pytają kiedy ja, bo pewnie żałują, że mają gówniaki i chcą mnie na minę posadzić. Same są nieszczęśliwe, mi zazdroszczą, dlatego takie napastliwe.
Tylko, że nie! Jasne, pytanie o dzieci bywa czasem krępujące, rzadko jest potrzebne, a w zasadzie to nigdy, ale nie zawsze podyktowane jest chęcią zatoczenia kręgu nieszczęścia. Co nie zmienia faktu, że presja z jaką niejednokrotnie muszą radzić sobie bezdzietne pary jest chujowa. Bo mama czeka na wnuka, bo wszystkie już są babciami, bo weźcie się do roboty. Kij jak sami taką drogą wybieramy, gorzej, jak jej nie chcemy, a niekoniecznie mamy chęć wszystkim na lewo i prawo opowiadać, czemu nie wychodzi. I jakkolwiek uważam, że presja jest strasznie niefajna i tak jak jestem zdania, że pogarda bezdzietnym się nie należy, tak samo strasznie jest wyśmiewanie par, które dzieci mają i chcą je mieć. Nie lubię po prostu pogardy, bez względu na to, w jaki team uderza i czy w mój, czy może w przeciwny. Bo ja nie jestem w żadnym teamie tak w sumie.
Jak mi ktoś powie: ja sobie nie wyobrażam życia bez dzieci, kocham je supermocno, a bez nich byłoby mi ciężko, to ja się nie obrażam. Ale jak ktoś mi powie: jak można nie mieć dzieci, to przecież życie jest wtedy całkiem bez sensu i takie puste, że w sumie po co żyć, to może się nie obrażam, ale jakoś wyczuwam w tym pogardę dla swojej decyzji. Tak samo jednak wkurzają mnie komentarze bezdzietnych, o tym, że rodzenie to brak odpowiedzialności, bo planeta umiera, że kobiety powinny się rozwijać, a nie dziećmi zajmować, a w ogóle dzieci są nudne i jak można chcieć je mieć. Można chcieć, można nie chcieć i każdy wariant jest spoko. Serio, każdy.
I nie chodzi o to, by obrzucać się gównem i wiadrem pogardy, bo ktoś inny zdecydował inaczej niż my. Uwiera mnie ta pogarda, to madkowanie, bombelkowanie, ale też uwiera mnie robienia z bezdzietnych egoistów, tylko dlatego, że nie mają dzieci. Oraz te dramatyczne pytania o ich sens życia, skoro dzieci mieć nie będą. Albo snobowanie się na to, że – hehe, wy to może musicie dzieci rodzić, żeby szukać sensu, ja go widzę bez dzieci, a w ogóle koty są fajniejsze i przede wszystkim, weźcie się tak tym dzieckiem nie podniecajcie, gdyby guma nie pękła, to byście go nie mieli.
Tylko, że to nie ma znaczenia. Ktoś ma, bo chce, ktoś nie ma, bo nie chce, jeszcze ktoś inny ma, choć nie chciał lub nie ma, choć pragnie. Szanujmy się nawzajem i nie oceniajmy ludzi za ich decyzje i wybory dotyczące posiadania dzieci. Nasz wybór będzie tak samo dobry, nawet jeśli nie będzie popularny. Innych wybór jest dobry, nawet jak nie jest naszym. Nie trzeba podbijać sobie bębenka poprzez dissowanie innych. Bo tak trochę jakby tracimy wtedy na wiarygodności.
Może to wszystko łatwo mi mówić, bo ani ze mnie posiadaczka dzieci, ani kariery, ani też do sensu życia się nie dokopałam, ale jednego jestem pewna – nie jest nim epatowanie pogardą i wyższością. No nie ma opcji.