Cała Polska żyje brutalnym morderstwem jakiego miał dopuścić się 22-latek z Wrocławia. Kilkanaście razy ugodził nożem 10-latkę. Ta zmarła, a podejrzany przyznał się do winy. Trafił do aresztu, a prowadzany do niego był w rytmie okrzyków więźniów, którzy życzyli nowemu koledze chuja w dupie.
Przechodnie, pytani m.in. przez Polsat przyznali, że takie powitanie należało się rodzicom dziewczynki, a zostawienie podejrzanego sam na sam z kolegami z celi i załatwienie przez tychże sprawy, mogłoby przynieść ulgę najbliższym. W necie też raczej odbywa się zbijanie piątki, bo chuj zasłużył, niech ginie albo przynajmniej niech mu się do dupy dobiorą, bez mydła hehehe.
Tylko ja na przykład dostrzegam tu pewien paradoks. Oburzamy się na makabryczną zbrodnię, na śmierć, bo tak bardzo przeraża nas, co zrobił ów podejrzany, bo jesteśmy tak strasznie wrażliwi i tak bardzo wstrząsnęła nami tragedia rodziny, śmierć niewinnego dziecka, że gdybyśmy mogli pstryknąć palcami, zabilibyśmy oprawcę. Wydalibyśmy na niego wyrok. Tymczasem zastanawiam się, co nim powodowało, kim jest, co się stało, że zrobił coś takiego. I to nie chodzi o to, że ja bym go chciała wysłać do psychologa, ten by powiedział, że chłopak był bity pasem, my byśmy poojojkowali i jeszcze mu współczuli. Nie no, jak nic powinien ponieść karę, tylko jest coś pomiędzy chęcią pomocy zagubionemu chłopakowi, a ochotą, by ktoś go zaruchał na śmierć. Bez mydła, hehehe. To coś to kara więzienia, na jaką bezsprzecznie zasłużył. Ale nie publiczny lincz, najlepiej na środku rynku i jeszcze transmitowany na żywo w TVN24.
Mam wrażenie, że nie zrobiliśmy wielkiego postępu moralnego od czasu walk gladiatorów.
Teraz jednak czas na tytułowe pytanie. Czym różni się śmierć dorosłego od śmierci dziecka? Choć nie mam dzieci, to jestem szczęśliwą posiadaczką siostrzeńców. Kocham jak swoje, zwłaszcza, że nie muszę tyłków podcierać i karmić w nocy, więc miłość ta jest dość łatwa i naturalna. I, oczywiście, nie wyobrażam sobie, że mogłoby coś im się stać. Ale nie wyobrażam sobie też, że ktoś tak miałby potraktować moją siostrę. I nie, nie dlatego, że jest matką, bo podobnie ciężko mi myśleć o tym, że taką śmierć ktoś serwuje mojej bezdzietnej przyjaciółce. I trochę mnie wkurza traktowanie śmierci dziecka, jako czegoś wyjątkowo strasznego, za to śmierć dorosłego, a tym bardziej samotnego, bez rodziny i dzieci – jako coś mniej istotnego. Taki trochę kamień z serca, że nie trafiło na matkę albo dziecko. Dziecko jest małe, bezbronne i niewinne często, wykorzystywana jest jego naiwność. Ale z drugiej strony – dorośli też bywają niewinni oraz naiwni. A na swoim koncie mogą mieć milion dobrych rzeczy, których dzieci zwyczajnie nie zdążyły zrealizować. Nie chodzi o to, że śmierć dziecka jest mniej ważna, bo jest szalenie niesprawiedliwa, ale narracja jakoby miała być dużo większą tragedią niż śmierć dorosłego, nie do końca mi odpowiada.
Każda śmierć jest dramtem wielu ludzi, bez względu na wiek ofiary. A domaganie się brutalnego zamordowania oprawcy, wydaje mi się tragedią ludzkości.