Mamy, które pokazujecie swoje rozstępy pociążowe na Instagramie, które eksponujecie je i mówicie, że to Wasza duma, wszak zrobiły Wam je Wasze dzieci, mam złą wiadomość. Ani posiadanie rozstępów, ani urodzenie dziecka nie jest powodem do dumy.
Na pierwszy ogień idą rozstępy, bo z nimi nieco szybciej się uporam. Mówię o tych na papierze, bo te prawdziwe, to jezusmariajapierdole czemu ja wyglądam jak tygrys i mycie się nie pomaga, a sport, peeling z kawy i zdrowie żarcie nie wiem, bo nie sprawdzałam. No ale wróćmy do tych pasków, pojawiających się zwykle na brzuchach kobiet, które były w ciąży. Tak się dzieje, że w ciąży cześć kobiet tyje, część tyje mocno, część ma rozstępy w efekcie tego tycia, a część nie. No taki urok naszej skóry, że czasem się te czerwone paski, które finalnie zbledną, ukazują, no i nie ma w tym nic dramatycznego, bo możesz być superszczupła i je mieć i będziesz z nimi wyglądać ekstra (vide: Chodakowska), a możesz być sporo grubsza od tej superszczupłej i ich nie mieć, i będziesz sobie myślała, że wolałabyś już te paski posiadać i być chuda niż ich nie mieć, bo wprawdzie nie masz, ale i tak chodzisz w workach.
Tymczasem ostatnio w biblii frustratów* przeczytałam, że pojawiła się moda na pokazywanie rozstępów na zdjęciach z hasztagiem mamrozstępyijestemztegodumnabotozaslugadzieckaaniezesieobzeralam, czy jakoś tak. I myślę sobie, że to jest dość popierdolona moda. Bo można być dumnym, że się pomalowało lewą ręką paznokcie z prawej, pomogło komuś, zdało egzamin, znalazło pracę, poszło na siłownię, można być też dumnym, że po ciąży wróciło się do wagi sprzed ciąży. Ale, na Boga, być dumną z rozstępów?! Ja akurat, dla własnego dobrego samopoczucia, nie uważam je za obrzydliwe, nie uważa ich za dramatyczne ani nawet widoczne 100 procent heteroseksualnych facetów, a dla sporej części kobiet są jedynie niewiele znaczącym wspomnieniem po ciąży, dojrzewaniu, czy okresie, kiedy gastro nie miało sobie równych. Ale tak jak dziwnym jest dla mnie bycie dumnym z dziur na twarzy po trądziku (#dumnabodojrzała), grzybicy na nogach (#dumnabokorzystazbasenu), tak kretyńska wydaje mi się duma z rozstępów, których posiadanie, w przypadku ciąży, nie jest zależne od nas, a jest jedynie efektem genów i biologii.
No to mamy już rozstępy na pół brzucha, czas wyrzucić z siebie ich sprawcę i rozprawić się z porodem. Jak świat światem kobiety rodziły, i rodzić będą. Kurewski to ból z niczym nie porównywalny, ale o tym, że on jest, wiadomo nie od dziś. Ludzie, którzy cierpią po chemioterapii cierpią pewnie podobnie, ale nikt nie każe im pękać z dumy. A oni sobie tej chemioterpii nie zapodali, bo takie mieli widzimisię. Kobiety, które rodzą, robią to albo dlatego, że trochę chcą, albo dlatego, że hajsu na gumy zabrakło, albo po to, by spełnić swoje największe marzenie. I taka, która już urodziła może być z siebie dumna, że przetrwała, że w trakcie porodu chłopa swojego nie zabiła, że mimo wspomnień zdecydowała się na drugie dziecko, ale come on, nie róbmy z matek, które urodziły, postaci wielkich i wyjątkowych, z których wszyscy powinniśmy być dumni, bo dały radę wydać na świat dziecko. Nie róbmy wielkiego, narodowego hip hip hura. To, podobnie jak rozstępy, zwykła biologia, bardziej bolesna i mniej przyjemna, ale nadal biologia, a nie wielka sztuka.
Sztuką jest za to wychowanie dziecka na fajnego, dobrego i szczęśliwego człowieka. Za to chwalmy matki, nie za rozstępy i poród, bo to trochę tanie.
* PUDELEK