Żyjemy w czasach, które dla kobiet nie są łatwe. Wiem, że to zdanie pasuje do wszystkich czasów i mamy stosunkowo lepiej niż 100 czy 200 lat temu, ale trochę się chyba pogubiłyśmy.
Z dużą dozą irytacji przeczytałam tekst z „Codziennika Feministycznego”, w którym to osiem kobiet postanowiło opowiedzieć o tym, jak traktowali je lewicowi publicyści, Jakub Dymek i Michał Wybieralski. To ci sami panowie, którzy organizują czarne protesty, wspierają kobiety i wychodzą na ulice, by walczyć o nasze prawa. Według dziewczyn, chamskie komentarze, molestowanie, obłapianie, głupie smsy, a nawet przemoc i gwałty – to coś, co zdarza się w środowisku, które oficjalnie sprzyja kobietom.
Jeden z oskarżonych przeprosił, drugi uważa pomówienia za zemstę byłej dziewczyny, ja nie chcę ferować wyroków, niemniej skłamałabym mówiąc, że mnie ta sytuacja zaskoczyła. Nie chodzi mi o tych dwóch panów, bo ich nie znam, ale o to, że lewicowe środowiska prosto ze stolicy – myślę, że wielkość miasta ma znaczenie – są zwyczajnie zepsute. Mówiąc środowisko mam na myśli też kobiety, które – wracamy do początku tekstu – żyją w niełatwych czasach przez co popełniają skandaliczny błąd.
Zanim do niego dojdę, kilka ważnych informacji. Winny jest sprawca, a nie ofiara. Kobieta w każdym momencie może powiedzieć nie i mężczyzna nie ma prawa robić nic, na co jego partnerka nie ma ochoty. Akcja #metoo była ważna i bardzo ją wspieram. ALE. Żeby uczynić tekst jeszcze bardziej zawiłym powiem, jakie mam podejście do aborcji. Otóż, jakbym zaszła w niechcianą ciążę, to bym jej nie usunęła (mówię tu o ciąży, która by mnie w efekcie nie zabiła i o takiej, w której dziecko jest zdrowe) i mam trochę problem z aborcją, której dokonują świadome, uprzywilejowane dziewuchy z dostępem do antykoncepcji zwykłej i awaryjnej. Ale rozumiem kobiety biedne, gwałcone przez mężów, z głębokich wiosek, niewyedukowane, dla których pójście do ginekologa to wstyd. Rozumiem, że one decydują się na aborcję, dla siebie nie byłabym taka wyrozumiała.
Podobnie mam z molestowaniem dziewczyn, które ujawniły się w „Codzienniku Feministycznym”. Oczywiście, jeśli to wszystko o czym pisały jest prawdą, współczuję im, bezwzględnie są ofiarami i nie należy się nad nimi pastwić. Ale, do jasnej cholery, mówimy tu o dziewczynach mądrych, wykszatłconych, uprzywilejowanych, oczytanych, od których ja jednak oczekuję więcej. Dopływamy do brzegu i do tego, jak strasznie zdegenerowane są niektóre środowiska – szczególnie artystyczne – i jak bardzo chcąc pasować gdzieś, wchodzimy w konwencję i w klimat grupy, nie patrząc na to, jak chujowa jest ta konwencja.
Jedna z autorek tekstu, Dominika Dymińska, napisała książkę, w której ujawnia i wyśmiewa zachowania „warszawki”, tymczasem sama opisuje początek kilkuletniego związku z Dymkiem mniej więcej tak: słaby typ, ale poszliśmy do mnie. Nagle zaczął mówić o związku, ja jednak chciałam poczekać z seksem, on nie, więc w sumie to mnie zgwałcił. Dodam, że Dominika po tym incydencie związała się z Jakubem.
Ja mam wrażenie, że my kobiety próbujemy coś często udowodnić, żeby nie wyjść na zaściankowe, głupie czy naiwne. To trochę widać było przy okazji afery z Rudnickim, kiedy to dziennikarka Magda Żakowska, broniąc pisarza oskarżonego o molestowanie, przyznała, że uwielbia gdy Janek mówi jej, że jest zbyt brzydka, żeby ją chciał przelecieć i że dostanie piwo, jak mu da dupy. Będąc nowoczesnymi, świadomymi siebie, wyzwolonymi kobietami, często staramy się być coraz fajniejsze, coraz bardziej wyzwolone i godzimy się na rzeczy, na które nie wypada się nie zgodzić. Trochę ten temat już dawno poruszała pisarka i dziennikarka, Małgorzata Halber, której post na Facebooku zrobił furorę. A brzmiał on tak:
Chciałabym mieć męża. 11 lat spędziłam u boku mężczyzn niegotowych. Zastanawiających się. Spędzających ze mną miło czas, ale opowiadających mi o priorytecie wolności w swoim życiu, nie chcących nawet poruszać innych tematów. A ja miałam 23 lata i wydawało mi się, że to trochę nieważne czego ja chcę, że prawdziwa fajna laska powinna być wyluzowana, nie chcieć stałego związku, zgadzać się na wszystko co zaproponuje jej partner w łóżku, chodzić na striptiz i umieć nie narzekać, czyli zająć się sobą, kiedy on mówi "w życiu mężczyzny jest taki moment, kiedy należy wyruszyć w samodzielny rejs".
Często zmuszamy się do rzeczy, których robić nie chcemy, słuchamy rzeczy, które nas obrażają, nie spełniamy marzeń, które wydają nam się lamerskie i zaściankowe. Przecież superwyzwolonej pannie nie wypada nie chcieć uprawiać seksu w trójkącie, nie wypada nie zaśmiać się z żartu o tym, że nadaje się tylko do bukkake, nie wypada jej też marzyć o ślubie.
Nie chcę powiedzieć, że dziewczyny, które napisały tekst do „Codziennika Feministycznego” są same sobie winne, ale nie ukrywam, że jestem na nie solidnie wkurwiona. Za to, że śmiały się z tych wszystkich głupich tekstów, że dawały się macać i obrażać, żeby tylko nie wyjść na głupie wieśniary, bez dystansu do siebie.