Nie interesuję się specjalnie polityką, co oczywiście nie powstrzymało mnie od omówienia z chłopem mym wyboru Trumpa na prezydenta. Ale nie odważyłabym się wypowiadać publicznie, bo co ja tam wiem?
Ja nic, ale chyba jestem w tym całkowicie osamotniona, bo nagle okazuje się, że wszyscy mają zdanie i to nie takie tylko, że to dobrze lub źle. Większość Polaków wie, kto dokładnie na Trumpa głosował i że byli to fani reality show. Że to efekt frustracji, że ten wybór był nieunikniony. Jeszcze więcej osób wie, co się stanie z nami, Unią Europejską i Kanadą. Część deklaruje emigrację, bo to już taka tradycja, że po wyborach następuje wypad z kraju. Wprawdzie to nie nasze wybory, ale na szczęście fejsbukowa emigracja jest dość łatwa do zorganizowania. Są też tacy, co śmieją się w kułak z tych, którzy szydzą z Trumpa, bo skoro szydzą, to znaczy, że się nie znają. Nic zresztą dziwnego, bo tylko nieliczni rozumieją, że ten finalnie okaże się dobrym wyborem. To niepokorne umysły, które wiedzą to, czego plebs nawet się nie domyśla. Ekscytację tematem podkręcają panowie w telewizji i Kuźniar w internecie, którzy mówią z przejęciem: Historia dzieje się na naszych oczach.
Historia ma to do siebie, że dzieje się na naszych oczach, to, co przed chwilą było teraźniejszością już jest historią. I nieważne czy w danej chwili rozwalił się samolot, czy wybory wygrał Trump, czy Rafał Maserak zgarnął statuetkę Top Chefa.
Nawet na ten ostatni temat mamy zdanie, kometujemy dania, których nie spróbowaliśmy, z wielką zapalczywością i przekonaniem mówimy: Ona lepiej gotowała! Jej przystawka była obłędna! Takiego sernika jeszcze nigdy nie widziałam! A to wszystko o żarciu z telewizora.
I choć mi to jakoś bardzo nie przeszkadza, to czasem sobie myślę o takim internecie, który można by było odpalić i poczytać komentarze znawców. A ci, którzy się nie znają, wrzucaliby zdjęcia Ryana Goslinga. Nagie na przykład.