Friendzone to takie miejsce, do którego wpada miły chłopak i sympatyczna dziewczyna, którzy choć bardzo by chcieli, nie poruchają.
Do strefy przyjaźni częściej wpadają faceci, więc dziś o nich i dla nich.
Wyobraź sobie, że poznajesz dziewczynę, którą zostawił chłopak. Jej przyjaciółka ma to w dupie, a dziewczyna musi się komuś wygadać, bo miał być ślub, a nie będzie nic. I wtedy poznaje Ciebie, kolegę z akademika, z pokoju obok, na którego nigdy nie zwracała uwagi, ale że dziewczyna po zerwaniu bywa jak świadek Jehowy i zaczepia każdego bez wyjątku, zaczepiła Ciebie i zagarnęła Twoje ramię do wypłakania się, a że ramię to wprawdzie nie penis, ale i tak spoko, że chciała coś Twojego dotknąć, wchodzisz w to!
Pocieszasz, robisz herbatę, ocierasz łzy, zabierasz do kina, na lody, na obiad, kupujesz wino, pomagasz podjąć decyzję o usunięciu ekschłopaka ze znajomych i chociaż trzy dni tę kwestię omawiacie, a Ty po sekundzie miałeś jej dość, jesteś cierpliwy. Bo wierzysz, że warto, bo przecież już prawie to masz, już trochę zastąpiłeś jej faceta, on też wyrzucał śmieci, robił zakupy, podwoził na uczelnię, trzymał za włosy, jak rzygała, zaliczał za nią kolokwia i podpaski kupował. Tylko, że on ją ruchał, a Ty nie będziesz, ale nie dlatego, że istnieje friendzone, do którego wpadłeś, a dlatego, że Ty się jej w ogóle nie podobasz. Nic a nic! A legendarny friendzone powoduje, że ona nie musi Ci tego mówić wprost, a Ty nie musisz tego powtarzać kolegom, tylko wspólnie z nimi ubolewać będziecie nad tym, że dobre chłopaki mają najgorzej, bo jakbyś wtedy, gdy Ciebie w tym kiblu zaczepiła, wziął ją za włosy i do jaskini zaprowadził, to by Ci teraz piwo podawała i obiad gotowała.
Nie, tak by nie było, bo Ty po prostu nigdy się jej nie podobałeś, a gdybyś się podobał, nawet byście o tym jej byłym nie gadali.
Friendzone więc to takie coś, co sprawia, że Ty się czujesz lepiej, a i ona nie ma wyrzutów. I choć nie istnieje, to niech trwa jak najdłużej!