Jest cudowny, jest idealny, mówi mi, że mnie kocha jakieś sto razy dziennie, a to jak nam jest w łóżku, to wow. Ja seks w miarę lubiłam, ale żeby on mnie też, to nie powiem. Zaczęło się na studiach i raczej dobrze tego nie wspominam, a im dalej w las, tym bliżej zakonu. I wibratora. O tak, wibrator był moim najlepszym kochankiem. Aż wreszcie trafił się on. Miał wszystko: urodę, hajs, charyzmę, poczucie humoru i bonus, przez który nie mogło być łatwo – żonę! Przyznał się od razu, wspominając o rozwodzie, ale trudno było mi uwierzyć, że faktycznie ją zostawi. Nie po to „Bravo Girl” pół życia prenumerowałam, żeby być pierwszą naiwną. Ale mówiąc szczerze ten jego rozwód miałam gdzieś. Było mi tak dobrze, tak niesamowicie, po raz pierwszy czułam, że kocham i to tak naprawdę. Że mi zależy, że się martwię, że nawet jak widzę tego przystojniaka z firmy, do którego zawsze wzdychałam, to nic i zero. Ale przyszedł dzień, w którym on wziął ten rozwód i oto jestem naczelną kurwą Rzeczpospolitej. Rozbijającą małżeństwo dziwką bez skrupułów i honoru. Przyszłam i rozjebałam to, co Bóg połączył. I dalej go kocham, i dalej jest mi dobrze, ale piętno kurwy trochę mnie uwiera.
Jeśli mój mąż zdradziłby mnie z obcą kobietą, miałabym żal do niego.
Jeśli mój mąż zdradziłby mnie ze znajomą, miałabym żal do niego.
Jeśli mój mąż zdradziłby mnie z bliską mi koleżanką, miałabym żal do niego.
Jeśli mój mąż zdradziłby mnie z moją najlepszą przyjaciółką, miałabym żal do niego.
Ten, który kochał i przysięgał wierność, a finalnie zdradza, jest chujem. Do całej reszty nie możemy mieć pretensji. Im jest wszystko jedno, oni nam nic nie obiecywali.
Zobacz też: Odbijany