Nazywanie seniorów takimi kochanymi stworzonkami z werwą, krzepą i uśmiechem to okropieństwo. Jasne, że stoją za tym dobre intencje, ale nadal – wzdrygam się!
Ja na przykład nigdy nie utożsamiam się z żadną grupą – ładnych, brzydkich, głupich, wykształconych, młodych czy w wieku średnim. Ja to ja. I na pewno jeśli moje wyimaginowane wnuki powiedzą mi kiedyś, że żwawa ze mnie babeczka, to się ucieszę, ale na ten moment muszę powiedzieć, że strasznie mnie wkurza infantylizowanie starszych ludzi. Mówienie do nich jak do dzieci, ekscytowanie się zalążkiem choćby poczucia humoru, które prezentują, w ogóle definiowanie ich poprzez wiek – mierzi mnie. Ja za te kilkanaście lat chcę być tą samą osobą, nie chcę wypadać jakoś na tle, nie chcę by ktoś do mnie mówił głośno i wyraźnie, albo ekscytował się, bo oto wyszłam z domu, do tego z kijami do nordic walkingu.
Wiem, że za tymi wszystkim pro seniorskimi inicjatywami stoją dobre intencje, ale nadal chcę by osoby starsze mogły być znane wśród swoich ludzi z chamskich tekstów, świetnej kondycji, lenistwa, doskonałej znajomości powieści Sienkiewicza czy jurności. Bo starsi ludzie to ludzie. Nie kochane starszaki z siwej paki, a ludzie. Głupi, mądrzy, złośliwi czy empatyczni. A wiek? Kogo to w ogóle obchodzi?