To, co powoduje, że mam ochotę czasem przestać pisać, a potem sobie przypominam, że zbyt mocno to lubię, żeby rezygnować, jest krytyka. Nie polemika, którą autentycznie lubię, ale wyśmiewanie. Te wszystkie: eh, przecież to takie cliché, a ona o tym pisze. Po chuj, jak ja już to wiem od dawna?
Mam wrażenie, że czytelników trochę popierdoliło. Nie Was, bo Wy jesteście tu dla mnie zawsze strasznie mili, ale czytelników ogólnie. Niemal każdy ma pomysł jak powinien wyglądać dany portal, blog czy nawet opis zdjęcia na Instagramie. To jest banalne, tamto głupie, tu się sili na kontrowersję, a tam to mogła sobie darować, bo tylko ukradła mój cenny czas. No i te żarty! Pietrzak w Opolu by tego tak nie spierdolił.
Pisanie to jest ciężki kawałek chleba, nie dlatego, że zwykle średnio płatny, albo jak mój blog totalnie za darmoszkę, a dlatego, że jak wrzucasz swoje przemyślenia gdzieś w obieg, to stajesz się trochę nagi. Jak ktoś w nagrodę daje ci lajka, to zaczynasz się bez tych ubrań czuć całkiem nieźle, a gdy dostajesz komentarze, że super, że ktoś też tak myśli, że fajnie napisane, ale spójrz na to z tej strony, etc., etc., no to masz totalną radochę. To znaczy ja mam. Ale gdy ktoś zaczyna biadolić, że ho ho ho ktoś tu się chyba popisuje, co to za bzdury, poziom ameby umysłowej, a autor nadaje się co najwyżej do tarcia chrzanu (to mi się zdarzyło lata temu, gdy pisałam recenzje dla Wirtualnej Polski, a moją przyjaciółką była dziewczyna o nazwisku Chrzan #pozdro), to mi totalnie cycki opadają i myślę sobie, że ludzie to wredne istoty.
I nie mówię tu o jawnych hejterach, bo oni są po prostu chamscy i jak piszą: wysraj mi się na ryj, to można takie coś zignorować i się za bardzo nie martwić. Najgorsi są ci, którzy nie udzielają się nigdy, nie dadzą znać, że czytają, że są, że kibicują, ale odezwą się dokładnie w tym momencie, w którym wreszcie znaleźli powód, żeby ci dojebać. Łapki w górę nie podnieśli nigdy, bo ważą tego lajka, jakby miał on moc wywoływania wojen, ale jak tylko coś albo nie pójdzie, albo będą mogli się przypieprzyć, to zrobią to z gigantyczną ochotą. W imię walki o jakość w internecie, o to, żeby nie było w nim miałkich tekstów, nieśmiesznych żartów i kretyńskich treści.
Ja tu nieśmiało pragnę jednak wtrącić ważną rzecz. Większość rzeczy w necie jest za darmo, nie trzeba płacić abonamentów, nie trzeba opłacać prenumerat, nie każą ci tego czytać w szkole, na studiach, czy w pracy. Nie idą na to twoje podatki, nie płacisz złamanego grosza na kogoś, kto pisze. Tymczasem, jak ktoś napisał coś nie po Twojej myśli, to masz do niego większe pretensje niż do ZUS-u, który zabiera ci spory kawałek wypłaty i raczej nie odda.
Twórcy internetowi są różni, mediów jest od diabła, autorów tworzących je też – jak masz pomysł, jak ulepszyć dany tytuł, wyślij wiadomość do redakcji, do autora, a nie pastw się nad nim, tylko dlatego, że dla ciebie to, co on napisał ani nie jest śmieszne, nie jest mądre, nie jest odkrywcze ani w ogóle żadne. Jeśli nie masz na to ochoty, to nie klikaj, nie czytaj, idź sobie tam, gdzie jest ci dobrze. A jak znajdziesz już takie miejsce, to daj znać autorowi tegoż, że jest fajny. To jest mu naprawdę potrzebne bardziej niż myślisz.