Gdy odpaliłam w piątowy wieczór program o starszych facetach, którzy pojechali zwiedzać Azję, chciałam nakarmić mojego wewnętrznego hejtera. To miała być beka roku, tymczasem całkiem mi się ten program podobał! Czy ja jestem walnięta, czy Polsatowi coś wyszło – nie wiem, ale wiem, że na drugi odcinek naszykuję popcorn, bo hejter jest głodny.
Dla tych, co nie mają telewizora, albo mają i gardzą, bo tylko Netflix and chill, śpieszę powiedzieć, o co mi w ogóle chodzi. No więc jakiś czas temu Polsat zapowiedział, że robi geriatryczną wersję Azji Express i na daleką wycieczkę śle czterech starszych panów w towarzystwie jednego rzutkiego i oni tam będą zwiedzać, a my będziemy to oglądać. No ja pierniczę, co za dno – to była moja pierwsza myśl. Jak zobaczyłam obsadę, to z facepalmem jeszcze chwilę trybiłam po mieście, no bo mamy tam Piotra Polka – taki aktor, co też chyba nieźle śpiewa, Włodzimierza Kozakiewicza, którego z gestu Kozakiewicza kojarzę, do tego Krzysztofa Hanke, a więc małego Ślązaka z jakiegoś kabaretu, a ja kabaretów nie lubię, plus człowieka-suchara w postaci Karola Strasburgera. Do tego dorzucają młodego Rafała Masnego z Abstrachuje. Do panów, uczciwie mówiąc, albo nie żywię żadnych uczuć, albo za nimi nie przepadam (Hanys, bo kabaret), albo czuję nikłą więź, no bo sama cierpię na syndrom Strasburgera i najgłośniej cisnę z własnych żartów. Umówmy się więc, że ekipa w pierwszym momencie nie powaliła. Tymczasem Masny, którego nie znałam zupełnie, okazuje się fajnym ziomkiem, rozkręcającym imprezę, ale nie nachalnie i nie zabawnie tak, że boków do zrywania brak, a naturalnie, błyskotliwie i w punkt. W pierwszym odcinku prowadził ekipę starszych panów po Tokio i choć były monenty, że program odrobinę się dłużył i pobyty na kolejnych odcinkach zwiedzania mogłyby być krótsze, to oglądało się to dobrze. Szczęśliwie punkt ciężkości nie jest położony na osobowości panów, które akurat wydają się zaskakująco ciekawe (nawet hanys jest spoko) czy na Rafała, a na…Japonię.
Dowiadujemy się w jakich hotelach śpią zbyt pijani by wrócić do domu Japończycy, ile czasu spędzają w love hotelach, jaka jest ich średnia życia i ile osób umarło od ryby, która źle przyrządzona potrafi zabić. Mamy też całkiem ciekawe obrazki Japonii, jak choćby nietypową dla nas restaurację, która bardziej kojarzy się z okienkiem odwiedzin więziennych niż z miejscem, w którym karmią. Komentarze bohaterów wycieczki nie trącą scenariuszem, a są zwyczajne, naturalne, czasem zabawne i rzadko kiedy irytujące. Gdy walczą z zawodnikami sumo, to znów – widz dostaje nie tylko bekę, ale też porcję ciekawych informacji o tej dyscyplinie sportu.
Podsumowując: nie chwal dnia przed zachodem słońca i nie śmiej się ze Strasburgera przed piątkowym wieczorem, bo jeszcze będziesz się dobrze bawił, oglądając go. Oczywiście ci zainteresowani Japonią, albo jej bywalcy być może powiedzą, że nuda, ale dla mnie program, mimo przydługich kilku scen, oraz bezsensnowych powtórzeń – pamiętamy, co było dziesięć minut temu – ogląda się zaskakująco dobrze. W razie braku spektakularnych planów na piątkowy wieczór – zachęcam do odpalenia Polsatu.
Jest też szansa, że mi odbiło.
Fot: Polsat.pl