Ja wiem, że wszyscy proszą Owsiaka, żeby został na stanowisku. Ja tego nie zrobię, bo rezygnacja ze stanowiska prezesa Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to tylko jego sprawa i jego decyzja. I w tym sensie uważam ją za dobrą. Zwłaszcza, że Orkiestra będzie nadal grała i to jest właściwie najważniejsze.
Odpoczynek mu się należy, szczególnie po takich wydarzeniach. Zrozumiałe jest też to, że zwyczajnie się boi o siebie i swoich bliskich. Bo dopóki rzecz kończyła się na pogróżkach można było nie odczuć wagi tychże. Tymczasem granica została przekroczona i to już nie jest chujowy kabaret w TVP czy Pawłowicz i jej posty. On może się bać, bo jedno to dedykować swoje życie Orkiestrze, a inne – nie daj Boże za nią umrzeć.
Oczywiście super jest to, że ludzie okazują mu wsparcie, ale wywieranie presji, by wrócił wydaje mi się niepoważne. Można być murem za nim, można go wielbić, chcieć, by dalej robił to, co robi. Ale też nieładnie jest wymagać od niemal 66-letniego zmęczonego na pewno, nie tylko hejtem, ciągłym tłumaczeniem się, ale po prostu robotą człowieka, by został. I apelować, by nas nie zostawiał. Nie poczuję się zostawiona, jak Owsiak odejdzie. Zresztą to było nieuniknione. Nawet jeśli za 5 czy 10 lat Owsiak końcu musiałby ustąpić, żeby zwyczajnie odpocząć i przeżyć swoją starość. Wydarzenia w Gdańsku to oczywiście nie jest takie odejście z WOŚP-u, o jakim pewnie marzył, ale tak się zdarzyło i wszyscy, którzy Owsiaka lubią, szanują i chcą mu podziękować, niech to zrobią, niech podziękują, przybiją piątkę i wyrażą wsparcie, ale niech nie każą Owsiakowi nadal walczyć, bo on już swoje zrobił. Dajmy mu odpocząć. Bo nawet jak odejdzie, to jedną z ostatnich rzeczy, jakie powinniśmy mówić to ta, że Jerzy Owsiak się poddał. No come on.