image/svg+xml

Parcie na cudze rozwarcie!

Są tacy ludzie, którym bardziej i częściej niż zdrowia czy pieniędzy życzy się dzieci. To egoistyczni, okrutni sparowani ludzie, którzy przecież by mogli, bo ich stać, karier wielkich nie robią, no bez przesady, znaleźliby czas, Boże, dlaczego nie chcą?! Jeszcze jakby nie mogli, to wiadomo, tragedia, ale oni nie chcą! Podłe chujki!

Kiedyś napisałam taki tekst, w którym dość jasno i klarownie wyłożyłam, dlaczego pytania o chęć posiadania dzieci są nie na miejscu. Ale teraz trochę mi się w głowie przestawiło i uważam, że nie tyle pytania są nie na miejscu, ale presja wyrażana na różne sposoby i założenie, że każdy potrzebuje dzieci (a w szerszej perspektywie tego dokładnie co my uważamy, że powinien!) i o nich marzy. Do tego trochę wkurzający jest fakt, że o ile nie musisz tłumaczyć się z chęci posiadania potomstwa, o tyle z niechęci już powinnaś.

Ale wróćmy do presji. Boję się świata, w którym nie można zapytać kogoś o to, co słychać, bo może się obrazić, bo przecież stracił pracę, jest covid, wszystko się sypie, co za niegrzeczne pytanie. Z drugiej strony nie chcę też świata bez empatii, w którym komentujemy lub pytamy o wszystko bez pardonu. Jakiego chcę więc świata? Otwartego, ciekawego innych ludzi i ich wyborów oraz empatycznego. Jak więc reaguję na pytanie o to kiedy dziecko? No jak już ktoś zapyta, to mówię, że raczej nigdy, chyba że nam się coś odmieni. Co bym zrobiła gdybym starała się o dziecko, a nie mogła go mieć albo byłabym po kilku poronieniach? Prawdopodobnie powiedziałabym, że staramy się, ale nie jest to takie łatwe. Tylko tak sobie myślę, że to nie te pytania ranią tak naprawdę, albo po prostu wkurzają, a założenie, że dziecko chce mieć każdy. Tak samo zresztą jak założenie, że każda dziewczyna marzy o białej sukience, a każdy facet o trójkącie (to pewnie rani najmniej!). To rodzi presję. I o ile mi ta presja trochę lata, to myślę, że jak ktoś chce mieć dziecko, bo chce sam z siebie, marzy o tym, a nie udaje się, to takie wszechobecne ciśnienie jest ciosem. Prawdopodobnie nie zmieni ono decyzji bezdzietnych, ale tych, którym na dziecku zależy, i których świat lekko się pierdoli, może zwyczajnie dobić. I jak wspominam, nie chodzi o to, czy zapytasz kiedy dziecko, czy poklepiesz żałośnie po ramieniu i przestaniesz patrzeć w oczy starającym się o nie, czy po prostu powiesz na widok swojej wnuczki z mężem, którzy już trzydziestkę przekroczyli: oh dzieci, dzieci, a wy ciągle tacy samotni, a o to, że zakładasz, że jeden tylko model ma sens, a inny jest głupi i ssie. Prawdopodobnie jest to model, który ty sama wybrałaś. Ale to tak nie działa. Ja jestem domatorką, ale nie namawiam ludzi, którzy podróżują do tego, żeby usiedli na tyłkach. To, że ja nie jestem #teambiwak, nie znaczy, że mówię ludziom: weźcie spalcie namioty i zacznijcie mieszkać w hotelu! To, że ja bym się zupełnie nie odnalazła mieszkając na wsi, nie znaczy, że jak mijam wioski, to gardzę i się zniesmaczam. Dzięki temu z wypiekami na twarzy słucham historii ludzi, którzy biwakują, uciekli z miasta na wieś albo podróżują i jestem nimi szczerze zafascynowana.

To teraz czas na tłumaczenie się z bezdzietności. Tu chyba muszę wspomnieć, że cały ten wpis jest trochę inspirowany autorką bloga Bezdzietnik.pl, którą uwielbiam. Trochę mnie jej ostatni tekst skłonił do (bez)dzieciowej rozkminy właśnie. Dzięki jej blogowi zauważyłam, że z bezdzietności trzeba się trochę tłumaczyć. Jakby nie mogło być pytania czy zamiast kiedy, a odpowiedź nigdy nie mogła być wystarczająca. Tymczasem jak cię nie stać – ok, rozumiemy, jak robisz zawrotną karierę – no gardzimy, ale rozumiemy, weź po prostu przestań, jak trzaskasz sto wolontariatów i masz trzy psy ze schroniska – to proponujemy z paru wolontariatów zrezygnować, psy oddać mamie, bo na wsi mieszka i do roboty. Jak powodem bezdzietności jest to, że nie lubisz dzieci, to po pierwsze – trochę siada atmosfera, a po drugie – swoje polubisz. Ale jak cię w miarę stać, psa masz z hodowli, kariery nie robisz, wolontariatów też nie za bardzo, a na pytanie czemu nie chcesz, odpowiadasz zupełnie grzecznie: bo nie – no to weź przestań. MIEJ DZIECI I NIE WKURWIAJ INNYCH!

Zatem nie wkurza mnie pytanie o to, kiedy dzieci, choć wolę czy, bo ono we mnie nie uderza, ale wkurza mnie, bo uderza bardziej w tych, którzy akurat dzieci by chcieli. Lekko irytuje mnie to, że jakąkolwiek decyzję trzeba jakkolwiek uzasadniać. Nie, bo nie jest czasem naprawdę szczerą i pełną odpowiedzią. A już bardzo mnie wkurza, że wszyscy uważają, że jakiś tam jeden scenariusz, który u nich zatrybił, zatrybi zawsze i u każdego. Ja na przykład nie polecam bezdzietności. Gdybym skutecznie poleciła ją mojej siostrze, nie miałabym świetnych siostrzeńców. Polecam jednak życie po swojemu i odkrycie co znaczy po swojemu. To trudne, ale superanckie.


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)