Chociaż jestem fanką profilu Chujowa Pani Domu, to moda na bycie nieidealną drażni mnie bardziej niż sąsiedzi, którzy ukochali sobie techno, a do tego mają sprzęt wartości mieszkania, więc to ich techno rozchodzi się po całej mojej chałupie, niszcząc we mnie resztki ledwo dyszącej pacyfistki.
Ale o co chodzi – zapyta ktoś, kto nie śledzi blogów/Instagramów/Facebooków?! Ano o te, że w momencie gdy social media stały się popularne tak jak niegdyś złote myśli, GG i karteczki #gimbynienznajo, to wszyscy chcieli mieć ładne zdjęcia i równie ładne anegdotki ze swojego życia, którymi w tych social mediach się dzielili. Dorzucali więc zdjęcia urokliwe, sfotoszopowane, epatujące wigorem, hajsem, poukładaniem, sugerujące, że żyją, jak mawiał ksiądz Kaczkowski, na pełnej petardzie lub, jak mawiam ja i raperzy ze wsi, na pełnej kurwie. Czyli, że ogarniają: dom, pracę, własny biznes, dzieci, treningi, niebanalne hobby, nietuzinkowe wakacje, a wszystko to w idealnym makijażu, z hollywoodzkim uśmiechem i tak trochę bezwysiłkowo i jakby od niechcenia. Ci bardziej otwarci ogarniali też depresję, ale tylko pluszową i w kolorach tęczy.
Jakiś czas temu na ten nurt odpowiedzieli ludzie nieidealni, którzy chcieli zademonstrować, że oni pragną być nade wszystko szczęśliwi, a perfekcyjni wcale nie, w związku z czym mają syf na chacie, makijaż trzydniowy na ryju, dzieci utaplane w gównie, parówki na obiad i oblany test białej rękawiczki, która jest u nich szara, a zwykle czarna.
No i teraz moda trwa w najlepsze, szczególnie wśród kobiet: jestem taka szalona, opuściłam trening, a niech mnie, YOLO! Inna dodaje: moje dzieci są brudne, a ja nie mam obiadu, jeszcze inna, pękając z dumy pisze: może moje BMI nie wynosi tyle, co BMI Heidi Klum, ale zjem dziś frytki. Potem kolejna dorzuca zdjęcie z toną filtrów, które podpisuje: dziś bez makijażu, pewnie mnie nikt nie pozna, ale trudno. Te bardziej hardcorowe dodają zdjęcia z cellulitem na dupie i dziećmi z kozami na palcu. No życie, kurwa, na krawędzi.
Nie lubię tej mody, bo jest fałszywa i to tak podle. O ile bowiem zdjęcia z makijażem, futrem i telewizorem pod pachą, są jawną próbą pokazania, że chce się być fajnym i podziwianym, o tyle te nieperfekcyjne są takim lansem w białych rękawiczkach. Trochę mi to przypomina utyskiwania szczupłej laski z dużym nosem, która narzeka na za grube uda. Wiecie, miałaby na co, ale mówi o udach, które są właściwie bez zarzutu.
Mam wrażenie, że takie są właśnie te nieperfekcyjne zdjęcia – nie pokazują prawdy o nas, ale perfidnie udają, że to robią, a do tego drwią z tych idealnych, oskarżając je o brak szczerości. A przecież same uczciwe w większości nie są, wszak prawda jest często duża brzydsza niż najbrzydsze nawet zdjęcie na Instagramie.