Ale mi wyszedł tytuł, trochę taki jakbym była Pospieszalskim.
No ale tak naprawdę warto i trzeba rozmawiać.
Czytam właśnie książkę, o której pewnie napiszę coś osobno, bo książka jest o żałowaniu macierzyństwa. Jako bezdzietna z wyboru (przynajmniej na dziś), lubię sobie poczytać o wszystkim co matkowe i tak trafiłam na książkę „Żałując macierzyństwa”, którą napisała Orna Donath. Wiele nie jestem jeszcze w stanie o samej pozycji (hehe) powiedzieć, ale jest coś, co mnie zatrwożyło. Donath rozmawia z matkami z Izraela, wszak to w tym kraju naturalny przyrost ma się dobrze i jak kobieta nie chce trzeciego dziecka to jest jakby trochę dziwna. O ile na przykład – póki co, bo jestem w 1/5 książki – rozmówczynie mają dzieci głównie z rozpędu, bo wydała im się to jedyna i słuszna droga, o tyle są też takie, które dzieci nigdy nie chciały. Nawet jako dziewczynki mówiły, że dzieci są fe i one wolę trzymać się od nich z dala. Tymczasem wyszły za mąż i ten mąż kazał im jednak rodzic, a jakby nie chciały, to rozwód! I tu, wchodzę ja, cała na zdziwiono, bo nie kumam, jak taka kwestia mogła komuś umknąć przed spiknięciem się i to takim poważnym, bo małżeńskim.
Nie bronię chłopów, co mówią: albo dziecko albo rozwód, bo prawdę mówiąc, nawet jakbym chciała mieć dzieci, to gdyby się okazało, że mój chłop groziłby mi rozwodem, w razie jakbym nie chciała, to bym się mocno zasmutała. Więc nie bronię, ale jednocześnie trochę rozumiem. Bo jak jesteś kobietą, wychodzisz za mąż, i chłop cały czas mówi o dziecku i jest kimś, kto wiesz, że dzieci chce mieć, to trudno się zdziwić, że NAPRAWDĘ chce. To jest więc kwestia, którą trzeba omówić. To znaczy, ja osobiście polecam hajtnięcie się z kimś, kto będzie kochał tylko ciebie, nawet jak mu nie urodzisz dziecka. Ale inną kwestią jest niemożność urodzenia, inną niechciejstwo. Jak nie chcesz, a on chce, to znaczy, że macie totalnie inne priorytety. Priorytety! Bo jak on lubi cytrynowy zapach do kibla, a tobie bliżej do bambusa, to można pertraktować, ale posiadanie dziecka to jest sprawa absolutnie istotna dla pary, choćby biorąc pod uwagę, że większość osób po ślubie takie dzieci sobie mota i jest to – według wszelkich norm – naturalna kolej rzeczy.
Dlatego z jednej strony, szkoda mi moich izraelskich koleżanek, z drugiej myślę sobie, że jednak mogły się z tymi swoimi jeszcze wtedy przyszłymi mężami rozmówić na temat macierzyństwa rodziny i jej kształtu.. Bo – naprawdę – warto rozmawiać. Zwłaszcza na tematy superważne!