image/svg+xml

Wojna o rosół

W prawym narożniku rosół z pieczonych warzyw i takiej też kury, w lewym wybiło szambo!

Ja neta przeglądam od tak dawna i tak zaciekle, że mnie mało co dziwi. Komentarze starszych panów do młodszych dziewczyn o tym, że owi starsi tych młodszych by kijem nie dotknęli - normalne. Nawet by na nie nie naszczali – spoko. Życzenia śmierci – kilka razy dziennie. Szczepisz się – zdychaj, nie szczepisz – tym bardziej zdychaj. Życzenia raka pod postami o celebrytach, bo się ubrali tak, że jemu tyłek dżinsy opinają, a jej cyc wyłazi, choć na dworze mróz, nawet nie robią na mnie wrażenia, szukam w nich okruszka dobra, bo jednak rak lepszy niż śmierć. No ale jak ostatnio zobaczyłam roleczkę o rosole i weszłam w sekcję komentarzy, to ja się zagotowałam odwrotnie proporcjonalnie do tego, jak gotować się powinien rosół. Nie pyrkałam delikatnie.

Mili Państwo rosołek to życie, tymczasem autorka wspomnianej rolki ośmieliła się upiec kurczaka i warzywa, a potem dopiero to wszystko zagotowała. A jeszcze dodała liście laurowe i ziele angielskie. No i – trzymajcie mnie – makaron kupny na koniec jebła!

No i co się okazało? Po pierwsze: kurwa. No żadna szanująca się kobieta, ba człowiek nawet, nie daje do rosołu ziela angielskiego i liści laurowych. Dlaczego? BO TO NIE BIGOS!! TO NIE FLAKI. Wiemy już, że pani od rosołu jest głupia, bo myli rosół z flakami i bigosem, ale chwilę dalej okazuje się, że bardzo i chyba jeszcze nikt jej raka nie życzył, a sama się prosi, bo moi mili – pieczenie mięsa to nie przepis na rosół, a na raka właśnie. Z warzywami ta sama historia. Raka można wyleczyć, a głupoty nie, i tu nasza blogerka kulinarna zalicza hat-tricka debilizmu – daje do rosołu tylko kurczaka. Nie wołowinę, nie indyka, nie kaczkę, nie gęś, tylko samą kurę. Jak zauważył komentator, z wybijającym się na tle innych IQ: tak zrobiony rosół to nie jest rosół, to woda z mięsem i warzywami. Najgorzej. Oddać muszę sprawiedliwość, że był jeden taki komentarz, jak na ten rozsierdzany tłum, całkiem miły, bo brzmiał: ja pierdolę, najpierw piecze, potem gotuje, chyba ma za dużo czasu. Ale tą karuzelę entuzjazmu zatrzymał ktoś inny zauważając: czasu może ma i dużo, ale nie pomyślała, żeby samej kluski zrobić!

Wówczas głos zabrała zwolenniczka diety keto, która przypomniała, że nic tak nie powoduje raka jak makaron w rosole. Gotowy czy nie – wszyscy umrzemy. Czego Wam w najbliższym czasie nie życzę. I raka też nie.


Podobało Ci się? Podaj dalej


Dołącz do mnie

Jeśli jeszcze mnie nie lubisz i nie obserwujesz, zrób to teraz. Każdy like to dla mnie wielka radocha:-)