Mam takie spostrzeżenie, że strasznie łatwo jest nas wszystkich urazić, że w zasadzie nie ma takiego tematu, który nie powoduje ścisku pośladów.
To nie jest tekst o tym, że poprawność polityczna ssie. W moim przekonaniu bowiem poprawność polityczna to nic innego jak kultura osobista i szacunek dla drugiego człowieka. To mówienie o ludziach z zachowaniem szacunku do nich, nawet jak ich nie do końca rozumiemy. To synonim empatii, a empatię to ja bardzo propsuję. Za to mam duży dystans do obrażania się za byle co i obrażania kogoś dla samego pojazdu. Najpierw jednak obrażanie się. Weźmy temat dzieci. Chyba nigdy jeszcze dzieci nie były tak ważne jak teraz. Nigdy nie były traktowane tak, jak są teraz. Narracja, w której dziecko to człowiek, a nie gówniak czy zabawka, naprawdę mi się podoba. Fakt, że petycja, w której domaga się dymisji Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka, podpisana została przez ponad 55 tysięcy osób, wszak Pawlak przyznał, że z łezką w oku wspomina klapsy, które dostawał za młodu, jest dla mnie budujący. Ale jak widzę lament, że oto matka, która chciała pochwalić się świadectwem z czerwonym paskiem swojej latorośli powinna się schować, bo po pierwsze to prywatna sprawa dziecka, po drugie – obraża te, które dzieci nie mają i mieć nie mogą, po trzecie – heja babo, przestań upokarzać te kobiety, których dzieci średniej w okolicach 5 nie wykręciły, a po czwarte – stuknij się w łeb, bo statystyka jasno mówi o tym, że przeciętni robią bardziej oszałamiające kariery. Jest też pewnie jakieś po piąte i szóste, ale zostanę przy czterech.
Ja wiem, że prywatność dziecka jest ważna, nie jestem za wstawianiem do mediów społecznościowych upokarzających fot małych stworzeń, ale jak rodzice są dumni, że mają piękne/mądre/wyjątkowe dziecko i efektem tej dumy jest pokazywanie zdjęć światu, to nie sądzę, że kiedyś to samo dziecko uzna, że matka jest chujem i zniszczyła mu życie. O ile nie jestem za tym, by drążyć temat dzieci w przypadku osób świeżo po ślubie albo mniej świeżo, bo nie zawsze ich brak to efekt wyboru, a czasem niemożności, o tyle jednak nie uważam, że zdjęcie świadectwa opaskowanego to krucjata wobec bezpłodnych. Tak samo jak wcale nie jest to prawy sierpowy wymierzony tym, których dzieci się nie załapały. I znów – podoba mi się, że żyjemy w czasach, w których oceny nie decydują o tym, kim będziesz i jakim człowiekiem jesteś, ale też dajmy się chwalić rodzicom, którzy chcą to robić. A przede wszystkim – nie gardźmy nimi. I tu dochodzimy do punktu drugiego.
Czasami, chcąc pokazać, że nasze jest też słuszne i właściwe, obrażamy to, co nie nasze. Te wszystkie teksty o tym, że hehe może i masz czerwony pasek, ale tylko ludzie ze średnią 4.0 są wartościowi, przypominają mi parady równości, w których obraża się Kościół, osoby wierzące czy heteroseksualne. Zamiast mówić: hej, my też chcemy ślubu, dzieci, nie chcemy traktować swojej orientacji jak czegoś, czego powinniśmy się wstydzić, to wolą mówić: dla dziecka lepsza jest taka rodzina niż pijany Seba i durna Grażyna. Tylko, że w sprawie adopcji tak naprawdę nie idzie o to, żeby wybierać mniejsze zło. A o to, żeby wybrać parę, która będzie super. Tymczasem my lubimy obrażać. Lubimy te wszystkie przerobione obrazki Matki Boskiej, która na przykład jest w kolorach tęczy albo waginę w roli Najświętszego Sakramentu. A przecież nie o to chodzi, by pokazywać czyje bardziej na wierzchu, a o to, żeby wszystkim żyło się fajnie. Żebyśmy siebie szanowali, a nie sobie wrzucali. Ale też niekoniecznie obrażali się za byle co.
Jak ktoś wstawia swoje zdjęcie, i ten ktoś ma rozmiar XS, do tego ładną twarz, to nie oznacza, że pluje w nasze plus size i twarz zapryszczoną. Odwrotnie – podobnie. Jak ktoś wrzuca na Insta swój ryj oprószony wypryskami, do tego odrobinę sadła i trochę cellulitu, to nie znaczy, że promuje otyłość ani że gardzi chudymi łaniami.
Jesteśmy różni, wyznajemy różne wartości, podejmujemy decyzje, które dla jednych są oczywiste, dla drugich niezrozumiałe. I to jest super. Ale nie obrażajmy się, gdy ktoś robi inaczej niż my, nie traktujmy osobiście każdej jednej rzeczy, której intencją naprawdę rzadko jest obrażanie nas. Bo jak ja piszę o mężu, to wcale nie jest tak, że gardzę singlami, że gdzieś mam prawa osób homoseksualnych, a tych, którzy żyją na kocią łapę spaliłabym, bo jak tak można?! Jak dorzucam na Insta zdjęcia idealne, przepuszczone przez milion filtrów, to totalnie nie oznacza, że gardzę naturalnym lookiem. Jak daję do sieci to paskiem okraszone świadectwo swojego dziecka, to nie oznacza, że gardzę tymi maluchami, które mają niską średnią. Jak dostrzegamy w innych intencje, których oni wcale nie ładują w swoje działania, to prawdopodobnie to my mamy problem.
Nie bądźmy non stop obrażeni, nie zamieniajmy się w detektywów, którzy non stoper są na tropie pogardy, nie obrażajmy też innych, tylko dlatego, że żyją inaczej niż my, a ich standardy są bardziej powszechne. Ogólnie to: nie bądźmy sfochowanymi chujami.