Są takie ubrania, buty i takie zestawy, które elektryzują naród i powodują, że mówimy jednym głosem, stanowczo i bez cienia zawahania: nie nosić.
Zgrozą przeszywają nas legginsy na tyłku większym niż norma przewiduje. Gdy do legginsów na takim tyłku, dobrana jest krótka koszulka, to naród zgodnie puszcza pawia. Tunika – spoko, ujdzie, ale po co to dupsko jeszcze bardziej eksponować?!
Podobnie rzecz ma się z krótkimi spódnicami na pulchnych nogach, z dekoltami na cyckach sporych i okraszonych rozstępami. Sodoma i Gomora, wstyd i hańba, gdzie byli rodzice albo chociaż jakaś babcia?
Od groma emocji budzi też wakacyjny zestaw Januszów, czyli tytułowe sandały ze skarpetkami. Osobno spoko, razem – nie do przyjęcia, na to się patrzeć nie da, cebulandia pełną gębą.
Nosić podobno nie wypada też, kobietom szczególnie, zwłaszcza tym, które nastolatkami nie są, spodni z niskim stanem, baletki skracają nogi, więc to też modowa wtopa, emu kozaki powodują, że facetom nie staje, białe w szpic wywołują palpitację serc niewieścich, a spodnie w Myszkę Miki czy inną bohaterkę bajek, kompromitują cię bardziej niż historie z dzieciństwa opowiadane przez matkę przy każdej nadarzającej się okazji.
Kobiece pisma przekonują też, że w pewnym wieku nie powinno się nosić pewnych rzeczy, bo albo zaczniesz wyglądać jak Rozenek dzidzia piernik, albo jak posiadacz żółtych papierów. Po 30., po 40., po 50. wymieniaj garderobę i obwieszczaj światu, że zbliżasz się w stronę trumny.
A ja no to wszystko mówię rezolutnie i elokwentnie: WTF?!
Kim są ludzie, którzy tak śmiało mówią: sandały i skarpety nie, krótka spódnica nie, białe kozaki nie? Ci, którzy ubierają się kolorowo, mimo ukończonych 80 lat, ci, którzy sandały łączą ze skarpetkami, którzy kochają spodnie z niskim stanem (ja, ja!), równie dobrze mogą powiedzieć, że garsonka jest straszna, a czarny golf jeszcze gorszy. Przecież każdy może się ubierać jak chce, nie ma sensu trąbić wokół, że niektóre zastawy to żenada i wstyd w nich wychodzić z domu, bo każdy powinien nosić to, co mu w duszy gra. Ja uwielbiam kolorowych ludzi, im bardziej przegięci wizerunkowo, tym większy mój entuzjazm. Nie każdy musi ich uwielbiać, ale wszystkim z kijami w tyłkach radziałabym wyjąć kijki, bo one bardziej szpecą niż najgorsza nawet stylizacja.
Tam zaczyna się problem, gdzie ktoś robi krzywdę innemu komuś. Mi patrzenie na ubranie ludzi, nawet jak jest ono totalnie nie w moim guście, krzywdy nie robi żadnej, Wam też, drogie żuczki, więc schowajmy wszyscy nasze dyktatorskie modowe zapędy, bo są one bardziej wieśniackie niż najdziwniejszy outfit świata.
Zobacz też: W co się ubrać do teatru, w co na pocztę