Odkąd przestaliśmy z mężem udawać hipsterów i kupiliśmy telewizor, wiele się dowiedziałam o życiu i sobie. Jako że głoszenie słowa Bożego mojego zawsze było mi bliskie, odpalam cykl o tym, czego nauczyłam się dzięki TV i jak mnie ta bestia zmieniła. Na pierwszy ogień idzie zatwardzenie!
Każdego dnia dziękuję Bogu, że moja uroda jest raczej przeciętna z naciskiem na mocne raczej, bo przynajmniej dzięki temu nie mam zaparć. Tak, moi drodzy, każda ładna kobieta o figurze modelki i mimice żadnej, nie może się wysrać. Co jest, kurwa?! – zapytałam filozoficznie, widząc po raz pierwszy zgrabną blondynkę, która wychodzi z toalety dość przybita. Pierwszy myśl – pewnie jest w ciąży i weź teraz szukaj wiatru w polu. Na szczęście jej koleżanka okazała się dużo bardziej bystra niż ja i w mig pojęła, co blondynce chodzi po głowie. Dziewczyna wie, co z czym się je i zawsze pod ręką ma tabletki na zaparcia. Mina blondynki po kolejnej wizycie w toalecie nie zmieniła się, liczyłam na taniec zwycięstwa, na uśmiech i żółwika z koleżanką, ale pewnie jakby mnie nagrywali po wyjściu z kibelka też bym była nieco bardziej oszczędna w wyrażaniu entuzjazmu.
Żeby w jednym wpisie załatwić (#heheszki) nieprzyjemny temat, słów kilka o zaparciach by Magda Gessler. No naprawdę?! Ona?! Pewnie nie wiecie, ale ja ją kocham, Kuchenne Rewolucje wyleczyły niejednego mojego kaca, towarzyszyły mi zawsze, gdy głowa bolała i żyć się nie chciało. Całe 184 sezony, a teraz okazuje się, że moja Magda też?!
Z drugiej strony, patrząc na to, że reklamy leków na zaparcia stanowią jakieś 60 procent reklam w ogóle, to pewnie nie powinnam się dziwić. No ale Magda?!
Jak widzicie, pierwsze dni z telewizorem, dały mi ostro po dupie.